Pakując swoje walizki, moja głowa była pełna dołujących myśli. Chociaż od rozwodu rodziców minęło już 2 tygodnie, nadal nie potrafiłam się z tym pogodzić. A teraz jest jeszcze gorzej, bo ostatecznie muszę zamieszkać z moją mamą, która była.. dość rozkojarzona, delikatnie mówiąc. Razem z nią przeprowadzamy się do Phoenix, do miasta wiecznie zachmurzonego. Nie wybrała tego miejsca bez powodu. Zamieszkamy z nią u jej partnera Andy’iego, zawodowego gracza w baseball.
Nie mówię, że go nie lubię, ale moim zdaniem nie jest w typie mamy. Chociaż gdybym miała podać powody, dlaczego czuję do niego niechęć, podałabym dwa; bo wtargną z buciorami w nasze życie, niszcząc małżeństwo moich rodziców i dlatego, że przez niego moje kontakty z mamą pogorszyły się.
Teraz za każdym razem, gdy wyjedzie w trasę, zabierze ze sobą mamę i swoją nadętą córunię – osiemnastoletnią Camillę. Chociaż jestem od niej młodsza o rok, czasem przy niej czuję się, jakbym niańczyła niemowlaka.
Zamknęłam właśnie swoją ostatnią walizkę i odetchnęłam. Nie wszystkie rzeczy były spakowane, bo nie było teraz na nie miejsca w aucie, więc zabrałam tylko to co najpotrzebniejsze – czyli ciepłe ubrania.
W pewnej chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Mogę wejść, Rose? – Spytał dość piskliwy, kobiecy głos. Uśmiechnęłam się pod nosem ponuro.
- Możesz, mamo. – Powiedziałam, biorąc szczotkę, po raz ostatni przeczesując swoją burzę wiecznie roztargnionych, brązowych włosów i wrzuciłam ją do podręcznej torby.
Do pokoju weszła dość chuda, wysoka kobieta. Z twarzy wyglądała na około 35 lat, a to tylko dzięki jej tonom kremów i korektorów. Nie bez powodu poprosiłam mamę o własną łazienkę w nowym domu, ponieważ w naszej wspólnej z moich rzeczy mieścił się tylko szampon, pasta i szczoteczka do zębów.
- Jesteś już gotowa? – Spytała, udając przykładną mamusię i uśmiechając się, obnażając zęby. Jak dla mnie, była to już przesada, ale pasowało mi to, że jest dla mnie taka miła.
- Tak. Jeszcze tylko wezmę jedną rzecz.. – Odwróciłam się na pięcie w stronę postarzałego, wyblakłego biurka. Wyciągnęłam spod koszulki wisiorek z kluczykiem, którym otworzyłam ostatnią szufladę. Wyciągnęłam z niego bladoróżowy zeszyt i schowałam go do torby.
- Ach, ten twój pamiętnik.. Nigdy się z nim nie rozstaniesz, prawda? – Westchnęła mama.
Pomachałam przecząco głową. Pamiętnik był dla mnie bardzo ważny. Chociaż inni traktowali go jak zwykły zeszyt, w którym najchętniej pomalowaliby okładki i rysowali wzorki, dla mnie to był najlepszy przyjaciel. Zaraz już jedyny przyjaciel. W Phoenix nie znałam nikogo oprócz mamy i Andy’iego. A znając moją naturę, prędko nie znajdę nowych kolegów.
W tej chwili w drzwiach staną też tata; również wysoki mężczyzna, o krótkich, kręconych włosach i pogodnym uśmiechu na twarzy. Mama spojrzała na niego porozumiewawczo i mogłabym dać sobie rękę uciąć, że szepnęła „Tylko szybko.”
Steve (nazywam go po imieniu) wszedł do mojego pokoju i bez słowa przytulił mnie. Wtuliłam się w niego.
- Będę tęsknić, tato.. – Szepnęłam cicho, czując, że łzy napływają mi do oczu.
- Ja też, Rose, ja też.. – Pogłaskał mnie po włosach i odsuną mnie od siebie na długość wyciągniętych ramion, by lepiej mi się przyjrzeć. – Jesteś śliczna, córeczko. – Powiedział ledwo dosłyszalnie.
Darował sobie gadkę o tym, że na pewno będzie mi lepiej z mamą, ponieważ oboje wiedzieliśmy, że to nie prawda. Ja i tata mieliśmy ze sobą najlepszy kontakt. I chociaż najchętniej zostałabym z nim tu, w Port Angeles, nie czułam się dobrze zostawiając mamę. To ona zawsze martwiła się o mnie najbardziej. Tata dawał mi wolną rękę, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Teraz na pewno będę niemalże monitorowana. Mama zawsze chce wiedzieć, co w danej chwili robię.
- Rose, pamiętaj, że będziemy się widywać w wakacje, jeżeli będziesz chciała. Tylko zadzwoń, a po Ciebie przylecę..
- Dobrze tato, pamiętam.
Razem z rodzicami umówiliśmy się, że dwa tygodnie każdych wakacji i jeden tydzień ferii będę spędzać u taty.
- Rosalie!
Steve uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, wzięłam swoją torbę i jedną walizkę, resztę wziął tata i zeszliśmy na dół. Mama już czekała w swoim nowiutkim, białym volvo, który był prezentem od Andy’iego. Czasem się zastanawiam, czy ona aby nie wychodzi za niego dla pieniędzy.
Spakowaliśmy rzeczy do bagażnika i wsiadłam do samochodu. Otworzyłam okno, przy którym siedziałam, ponieważ w Port Angeles zawsze było minimalnie dwadzieścia cztery stopnie. Nie mogłam tego powiedzieć o Phoenix. Tam temperatura sięgała maksymalnie piętnaście stopni.
To zdecydowanie nie było miejsce dla mnie.